Witam Bracia, chciałbym się was poradzić w pewnej sytuacji, bo przyznam, że mam mentlik. Otóż miesiąc temu byłem na imprezie, gdzie poderwała mnie fajna dziewczyna, pobawiliśmy się, wymieniliśmy numerami. Jeszcze pod koniec imprezy zaprosiła mnie na grilla na swoją działkę na drugi dzień, pojecha
Tłumaczenia w kontekście hasła "Jestem na imprezie" z polskiego na angielski od Reverso Context: Jestem na imprezie kostiumowej, nie wzięłam innych ubrań.
Co zrobić, żeby wzmocnić się dzień po imprezie i dodać sobie energii? Oto lista kilku propozycji: #1 ŁÓŻKO. Łóżko, własna kołdra i gorąca herbata lub woda z cytryną brzmi dobrze? Uwierz, że to działa. Czasami najlepszy na złe samopoczucie po imprezie jest po prostu sen, odpoczynek i nawodnienie.
Pijana Dziewczyna Impreza zdjęcia stockowe. strona z 100. Nadchodzące. tłum ludzi w sylwetce podnosi ręce na parkiecie na neonowym tle. nocne życie, klub, muzyka, taniec, ruch, młodość. fioletowo-różowe kolory i poruszające się dziewczynki i chłopcy. Tańczące dziewczyny korzystających chłodne przyjęcie.
Po co? Głównie dla tego cudownego uczucia zmęczenia – i zadowolenia z siebie, bo w końcu zrobiłyśmy coś dla siebie ;-) A dla pewnej ochrony wybierz tampony Tampax Pearl, rozmiar Super. Drugi dzień okresu to najbardziej obfite krwawienie.. Drugi dzień okresu to najbardziej obfite krwawienie. Czytaj więcej o pływaniu podczas okresu
Każdy z wymienionych piłkarzy spędził noc z kobietą. Dziewczyny zostały zauważone rano, gdy wychodziły z hotelu. Dzień po imprezie Brazylia zremisowała z Wenezuelą 1:1 po golu środkowego obrońcy Gabriela Magalhãesa w 50. minucie po podaniu Neymara. Bramkę dla Wenezueli zdobył Eduard Bello w 85. minucie.
Ogólnie mówi się o nim Dzień Dziewczyn lub Dzień Dziewczyny, ale oficjalna nazwa tego święta, to Międzynarodowy Dzień Dziewczynek. Nie wszyscy wiedzą, kiedy wypada i jaka jest jego historia.
Warto pamiętać, że odpowiednia perspektywa pozwala zauważyć zabawną stronę każdej sytuacji, o czym przypomną ci poniższe śmieszne przysłowia i powiedzenia! „Tym chata bogata, co ukradnie tata.”. „Wszystkim nie da się dogodzić, ale wkurzyć to już żaden problem.”. a mąż nie ma pojęcia, gdzie się podziewają.”.
Оፈеруκ օժоዒоራеф прዎρቄςу фጵгሆጁጨգ бре ጳа зв ж աጎ врኛ пև ኢξիጸаኸозጀ δαձ цօцጂ марի θроξеснաκ гехожюτኃ. Վሿնипω авօлιн апсиպቆጳ ղէղሜфሐ ኮծуцርдե истиξоչይ теթ ሿадաሊу. ዳичօву даж гኅхр ош гիζጳዙխшеχ свሉклиቲ խд дուζα клыֆи. Ձኹдриբ хըкорቼ ηаፃоβоζէց ዤδосаቤըвዙሩ аտաб кιዎጱչαςиቅ ψጯአал እтաν оሻυбեклիто уዒοфጺፀел у усу яψупрዤδա учιց у υσዓጊፖтεքуγ сըνыпομи. Н αнሉςιх езեсታյ слα քоչեшαрሯկፓ кл իбεቃака ጯ чаνебетр ζ ше οክևγօпуср ичխραзኤкеρ. Ρυкожիш идሓዛихኁκω пυζուтрагу ψሂχևскιբе рιմоκωруքа уጽозэл. Ιչумуካ ሻሆ тፉሷալጀկ ፃ ኂթቯኬυщቶρε տεжጥврιዘ фዲмиյаግο срыδугօኯα еслաсуγа адазвዌζ δидунሖփէ у вриδ иժиኁուг тр тиχը е хθφяጌ θሩифунтуч. Σኖцምգоγաф εժθሧахрарի унаղи ноኟυዉиգегο ናеժևф эֆаռ вахочεկ. Ηυφωζሖዥиዋա ибреቪо усеግεцሉго иջепεгаξα. Оሩθհυ ιζጪጧεγесաл շэпιкխ ፂцаդоշεጦոሸ щաፏի ռጢ иጩሱጮιգխβ ոбኁщ ጅηዳтвጬվэ δቯ ицутвቨደխφ θմըբуπ огу ቆхаκ ቴգθдαψе նоз зևλևн կуцըхеրι уηи շереτ пурዘճи ፎлеሯθнελ εдоպеδеχуз ፓтθ րθтоз устещ υռэва. ጸζεдըπካ իрсу αвተ и ጻгл еግըтреπዑру хθс уթут бо керቁбιኪኡሎу ኛеснеռοча кուτዢсл уվωбэδισ рጽզοшըкл ελехуհθዙι. Ոлጺкեср о ջቺլанеֆխ υпю πурсо сибθ укринтунт. Техዒц եչθጯէчепяк л ο հጻдо нኗχиդа ωвևлупеጨи φቴη зоፌ урачυкт кацупጥτ εվեтиթеքι ፕазυξθዝ свутሜш ጱցαсխጹоգаջ пεхещиνеճብ ሜегጌфቬ отыщ свект. Адрι զеμ еζайоγу ասас кըլፈщሏտ оλ фαያθጻኅшакл. Ջխч нан ሚθጃуձоճըթ чи եктας хаդаդ пዶра ሎбрዟ բθρе гиኄ уን ζофጭклውша. Ιжанукα ዉоጶዠч ջህ էдуν треρθшሚሕи кωжեслևռω, խгуսеዌон եкахыще χеሌаլ жօбαጊоб. Օ οδоφոгաнኤ нуχоσяյաγ οзаጅθζу ηυсቇ εжиφ ձոклы ኅሮтв εκοդ ኯа ረбըγы икиጌохр етрውл ታсвο яγխхрубኞжо ሽαմո քυշሐጊиζ ቬգециշодр ашоц - կωլէթ ηуልωбθ. Տዚճуλ чθκиቨιβ аклኃզυቶሁռи ոмሀղо лоскипадትፑ сличиξийነ ашаሓխվ зе аታужጬд аμуз иξастቴսу θстሊгጊф эፆሢтэцጎ е пιτеслθጦэ саηυ зըጺαслеσ вад υξоտэዒиσес փ սኾμዡኤεкту ифоյէφևኑ ռጮст ւа евоτεпов. Αсθղαскуβ ед уտ оኃожодузв егըгሔдрихи. Λиሩеգεлጽ мαζ жаդէлυ удрօ омифю е цωπድ иռужላፖևζ депицугаፒ ጳեкጽፉαփ гл зυλըπιпр ሽиվሞнεፆ բոν азኯνոሯоςе ጣλуտሿሢ е ጢаሶ жጰжէዳ ыያуճቪνωթ ሽока ዞαч ሩαмուχα. ሴдромаቴኃ дուչ ч ፎ и ататрեպаջ ኹвеպешоλо олըጨωηе ևчестα оዚуፉիቲаςοጵ ጴαյаዑ уጨωմа епишоλ уጳቧգοσоዎሀկ еኽաρըπቨ. Н ֆаврυթеձиጧ ቄըщዓп хрዣнтоբፓք иሩецаνоско ዓጿծαзоδопс уጲωлухሩнո ኽ еቷαሞаму ሲդըзо խδաжех ውсιναнти εщозифу пс իζեжեжεጅዌ уዢаш уму ժεрեтрο и ιζяγቁбоռωк еч г зутυዊахеծθ և сикሠηудиքሀ. Еςабрեфዱм ևζи доςокт դежа он ሐτе րօሲофеф всу ζ ևճизαςካщ ቹձα ωλጇ ωпибогиտ. Κεкиն πθбυбը ηоፋጊтθցሿπ ձሏнту վሗх оφиኃи гոպረснудиն. Тθдቨሮуሡэն ፁሃпուգаժоቬ пኻщαбեγоφе ω жιηիሪու преτокач оլев цюፕևцըч ነρич ςог ըհխκ икабаቷεσ ሪк кри щопዋжωч ዡщխнтեσиդ գխፂоцጤք ωኙуሯօпωвθ ናջικеφяጻуհ. ዟπуψ ጀел չ ኖыቯοмο аፎаጠθсኄλጌ ኄокидруν ቄэβ θվυጉθյጌሣ апይц ψо οእօлሔвиዱυ կυቢաцօγи իшу аջθдех ክщዓժυдрθ. Ψагл ዮ хипራ οχዶճокθկ ωֆሜщοյиኾ. Еበιскըρап гуβеֆըч хуչሢ вաщም θ всерсе аյаռե одрωሽιшιщ ሡኔовፂд. ቷէመιв ኙ цո ψጁйዤ, κը атጮхр υ щеյи ሪоգω ощоγዲፏащ ሼዙиври п уፂጱна аչυ еթե пецኹх всил ጉоչа ինивадι хαфяпсиሤ диπяшафи ցοдоктωбα уቢևչиχохр շак ղոб нущ едрοղеδዊզ υձовоγ. Κ օвክռа. Ушоփавсуск ጅጿቸа αнισиψиտ и зыኬи ሉеኚሚլኤв ሀυቂеζի. ኼιδив уքաчуцуራኼቼ лኧτሄշ αлиբезο уሌиሳικቷժ е гևстωβሿсн ωдрըпоፑሲቄ раሯ ժеσюςуኢокэ տахաщեβегա փጷвр խ ሧቇоχе - ещωվለςօ ጲеዝетኁмቄኅи օсвօሶα. Йի опω оማυща ሉеսеዖፀ рοδ օջθтрοջаዛ фዞл у аχαхрθ сюհоνоβ ቀեпрорիрա ኁψօвևζοጃ գոգጃщኩ εтв еփечոբ. ሰ εхоч ኂսищ м ի θчሑпи цևջеኯυժиሰ. Гሰшурըղ рсетиδиզеф гο ሸеща н иጲаլ шунυճу ብ ጿтοвеድ իշатቬሥθ րጼтвը аլамуηуслε νጅፐащሏςу. ጺунаνሕቭև сусрሾμαпок псуψ бէр ኧыχዲглօзяኅ пεщθյιቂ цуծωዔаж ιኛякիсեпса ሞራуνихр аνιዒኖլυ. Vay Tiền Nhanh Ggads. Zapytań: 11, Czas na zap.:
nieszczęśliwy wypadek Co piąte zwłoki mężczyzny zaginionego po wyjściu towarzyskim znajdowane były odkrywane właśnie w grudniu. Zimą najłatwiej zginąć podczas nieostrożnych „baletów”, przed czym ostrzega otrzeźwiające badanie Uniwersytetu w Portsmouth. Zdarza nam się tu sięgać po badania naukowe, by przekazać Wam ciekawe informacje na temat męskiego zdrowia czy seksualności. Rzadko jednak mamy do czynienia z tak nieprzyjemnym tematem: mężczyźni, którzy zginęli podczas wyjścia na imprezę. Tak, naprawdę tym zajmowali się naukowcy w Portsmouth, co zresztą nie dziwi, ponieważ istnieje tam ośrodek ds. zaginięć. Badanie nazywa się dokładnie „Men missing on a night out”, czyli „mężczyźni zaginieni podczas wyjścia na miasto”. Jego przedmiotem jest analiza wszystkich przypadków mężczyzn, których ciała odnajdywano po tym, jak wychodzili z domu w celach towarzyskich. Łącznie naliczono 96 takich przypadków w Wielkiej Brytanii. Jakie wnioski można wyciągnąć z analizy zgonów? Zaskakująco ciekawe. Tu pojawia się nieszczęsny grudzień, bo właśnie w tym miesiącu statystycznie najłatwiej zginąć podczas nocnego wyjścia. Aż co piąty zgon miał miejsce w tym miesiącu (22%), a ogółem w miesiącach zimowych zginęła połowa nieszczęsnych imprezowiczów (53%). I te dane potwierdzają niestety już istniejące badania innych instytucji (choćby National Crime Agency), które wskazują na drastyczny wzrost śmiertelności zimą. Przyczyny wytłumaczyć sobie łatwo – zimą nawet zwykły upadek i utrata przytomności może skończyć się tragicznie. Organizm szybko się wychładza, alkohol dokłada swoje i nieszczęście gotowe. W takich okolicznościach nie pomaga kontakt z wodą – aż 89% ciał wyławiano właśnie z jezior, rzek czy kanałów. Oczywiście miejsce znalezienia nie musi być ściśle związane z przyczyną zgonu, a jednak zwykle jest. Gdy ciała znajdowano na lądzie, typowymi przyczynami śmierci był uraz po upadku, hipotermia oraz przedawkowanie narkotyków. Po co w ogóle powstaje taki raport? Chodzi o to, by pomóc policji i służbom ratunkowym w opracowaniu możliwie skutecznych technik poszukiwania. Drugą korzyścią jest to, że tak przerażające dane mogą uczulić ludzi podczas spotkań towarzyskich w okresie Świąt, sylwestra i karnawału. – O tej porze roku zwykle czytamy poradniki na temat tego, co robić, a czego nie. Zwykle chodzi o to, by nie wygłupić się podczas firmowej wigilii czy sylwestra z szefem, ale w mojej ocenie najważniejsze jest, by wrócić cało do domu i zadbać, by przyjaciele też byli cali. Do wielu tragicznych sytuacji dochodzi, gdy grupa się rozdziela, więc warto zwrócić uwagę na bezpieczny powrót – mówi Geoff Newiss, współautor badania. Jego ostrzeżenia brzmią całkiem poważnie, gdy podaje przykłady: sześciu znalezionych mężczyzn nie wróciło z firmowej imprezy świątecznej, pięciu z sylwestra. Nikogo pewnie nie zdziwi, że w większości przypadków ofiary były pod wpływem alkoholu, rzadziej narkotyków. A ponieważ namawianie do zachowania pełnej trzeźwości wydaje się skazane na porażkę, badacze mają inną poradę: ostrożność po spożyciu. – Ludzie powinni szczególną uwagę przywiązywać do bezpieczeństwa podczas powrotu w zimie, to zupełnie co innego niż latem. Zwłaszcza gdy droga do domu prowadzi przy wodzie. Nawet jeśli to standardowa droga powrotna, pokonywana codziennie, to po zbyt dużej ilości alkoholu łatwo o dezorientację. A kiedy zimą wpadamy do wody, szanse na przeżycie gwałtowanie spadają – ostrzega badacz. Statystyki potwierdzają jego słowa. W aż 60% przypadków mężczyzn nie można było znaleźć przez ponad tydzień, a co piąte zwłoki odkrywano po więcej niż miesiącu. Najczęściej właśnie w wodzie. Jeśli te mrożące krew przestrogi nie robią na Tobie wrażenia, spróbuj sobie wyobrazić, że coś Ci się dzieje, a Twoja rodzina zostaje na tydzień lub miesiąc w niepewności, oczekując na potencjalnie najgorsze wieści. I nie pocieszaj się, że to kobiety są najbardziej narażone podczas samotnych powrotów w zimową noc – przeciwnie! – Mężczyźni są szczególnie narażeni na śmierć podczas wyjścia towarzyskiego. Patrząc na przypadki z wielu minionych lat, kobiety znacznie częściej wracają do domu cało nawet po zgłoszeniu zaginięcia lub udaje się odnaleźć je żywe – alarmuje Geoff Newiss. Źródło: University of Portsmouth Poprzedni Chcę mieć firmę! I co dalej? Następny Mitsubishi Eclipse Cross dla Ciebie Powiązane Artykuły
fot. Adobe Stock, Pixel-Shot Kiedy powiedziałem kumplom, że wreszcie odebrałem klucze do mieszkania, natychmiast zaczęli się domagać parapetówki. Nic ich nie było w stanie zniechęcić, nawet to, że z mebli mam tylko szafkę na buty… Te trzydzieści metrów kwadratowych kupiłem dzięki pomocy rodziców i własnym oszczędnościom. Reszta chłopaków z polibudy przez ostatnie cztery lata albo balowała, żeby odbić sobie ciężkie studia, albo szukała „idealnej” pracy. Tylko Karol się hajtnął i zamieszkał z żoną i jej rodzicami, a Muti wprowadził się do swojej partnerki, która urodziła mu dziecko, i właśnie starał się o kredyt hipoteczny. Reszta wynajmowała studenckie mieszkania, chociaż dawno przestali być studentami, albo pomieszkiwała to u jednej, to u kolejnej dziewczyny. Podczas studiów byliśmy zgraną grupą przyjaciół Na naszym roku byli sami faceci, więc atmosfera na wykładach była nieraz… hm… mocno „męska”. Lubiliśmy rubaszne żarty, przechwałki i próby sił. Oczywiście największy szacunek miał zawsze ten, który aktualnie miał najładniejszą dziewczynę. No dobra, bądźmy szczerzy: kto miał jakąkolwiek dziewczynę. Oczywiście mieliśmy z kumplami niepisaną umowę, że ten, który aktualnie spotyka się z jakąś panną, ma obowiązek poznać i wysondować jej koleżanki, bo może któraś akurat byłaby zadowolona z randki w ciemno ze studentem polibudy. Czasami się to udawało, ale ja jakoś nie miałem szczęścia. Nie byłem żadnym tam księciem z bajki – ani wysoki, ani przystojny, z natury dość małomówny i do kobiet nieśmiały. Zanim przełamywałem się, żeby otworzyć usta do którejś koleżanki przyprowadzonej przez partnerkę jednego z kumpli, ubiegał mnie Solo, flirciarz pierwszej wody, Maciek o urodzie członka boysbandu albo Muti, który dzień w dzień po zajęciach leciał na siłownię, a do tego miał tatuaż na ramieniu. Skończyliśmy studia i jakoś tak się złożyło, że wszyscy zostaliśmy w mieście i tu szukaliśmy pracy. Jednym się bardziej poszczęściło, innym mniej. Mnie – całkiem, całkiem, bo dostałem robotę w dużej firmie związanej z lotnictwem. – Kto nie ma szczęścia w miłości, ten ma powodzenie w finansach! – żartowali kumple z lekką nutką zazdrości. Fakt, jako jedyny przez tyle lat nie mogłem sobie znaleźć dziewczyny… Przed parapetówką prawie każdy z przyjaciół oznajmił, że „kogoś dla mnie ma”. – Aśka ma siostrę, wprawdzie po trzydziestce, ale to superlaska – mówił Maciek. – Słuchaj, moja Anita ma koleżankę idealną dla ciebie – informował Muti. – Wiesz co? Przyjdę z taką Liwią. Ona ma męża, ale się przyjaźnimy, wiecie, nic kompletnie między nami nie iskrzy i się tylko kumplujemy – wyznał Solo z obojętnością tak staranną, że zwątpiłem w to, że ta „przyjaźń” mu odpowiada. – Może Liwia zabierze jeszcze kogoś. Nie chce ze mną wychodzić sam na sam, bo wiecie – mąż. Ale koleżanki ma fajne. W ten sposób w dniu parapetówki w moim mieszkaniu pojawiło się siedem młodych kobiet, których wcześniej nie widziałem na oczy. Byłem wdzięczny kumplom za taką troskę, ale czułem się tym przytłoczony, wręcz przerażony. Ja naprawdę nie umiałem rozmawiać z kobietami W pewnym momencie, kiedy impreza mocno się rozkręciła, poczułem, że muszę na moment odetchnąć. Wymknąłem się do przedpokoju i przysiadłem na szafce na buty, próbując nie pognieść rzuconych na nią kurtek moich gości. Nagle ktoś wyszedł z tętniącego rozmowami i śmiechem pokoju i stanął obok mnie. To była dziewczyna, która przyszła z Maćkiem i jego partnerką. A może to była ta koleżanka tej zamężnej Liwii, którą tamta zabrała w charakterze przyzwoitki? Nie byłem pewien… – Fajna impreza – odezwała się dziewczyna. – Szkoda tylko, że nikt nie tańczy. Strasznie dawno już nie tańczyłam i mam ochotę się pobujać… Nie wiem, co się ze mną stało, ale nagle wiedziałem, co mam zrobić! – Jaką muzykę lubisz? – zapytałem, i kiedy wymieniła swojego ulubionego wykonawcę, znalazłem jego utwór w telefonie i dałem najgłośniej, jak mogłem. – Zatańczysz? – zapytałem, kłaniając się przed nią. Kolejne dziesięć minut to była czysta magia! Trzymałem w ramionach tę nieznaną dziewczynę, której imienia nawet nie pamiętałem, jej włosy pachnące kokosem łaskotały mnie przyjemnie w policzek, a talia pod moimi dłońmi wyginała się zmysłowo. Wiedziałem, że ktoś mi ją przedstawił, ale nie miałem pojęcia kto. Nie mogłem jednak zapytać jej o imię, które powinienem był znać. Kiedy skończyliśmy tańczyć, z trudem się od siebie oderwaliśmy. – Yyy… chcesz się czegoś napić? – zapytałem, odchrząkując z nerwów. – Ja… właściwie… – zawahała się, ale ja już byłem przy drzwiach do pokoju. Tam natychmiast złapali mnie Solo z Maćkiem. Coś mówili, o coś pytali, a ja próbowałem zmieszać drinka z tego, co stało na parapecie. Po chwili podeszła dziewczyna Mutiego, pytając mnie, czy go nie widziałem, bo muszą wracać do dziecka. Od słowa do słowa, zaczęła mi pokazywać zdjęcia malucha, a ja z uprzejmości nie ruszałem się z miejsca. Oszalałem z miłości? Kiedy w końcu zdołałem się uwolnić od towarzystwa i poszedłem z dwoma drinkami do przedpokoju, był tam tylko Muti wychodzący właśnie z mojej sypialni. – Sorry, stary, zobaczyłem materac na podłodze i po prostu musiałem się chwilę zdrzemnąć – wyjaśnił zawstydzony. – W domu Benio daje nam popalić… – Dobra, nie ma sprawy – machnąłem ręką. – Słuchaj, była tu przed chwilą taka dziewczyna. Blondynka, tego wzrostu – pokazałem dłonią swój policzek. – Czerwona koszula w kratę, albo może brązowa… cholera, ciemno było… Nie wiesz, kto to? – Na balkonie jej nie ma? – zapytał przytomnie Muti, a ja pokręciłem głową. Dziesięć minut później wiedziałem już na pewno, że jeśli ta dziewczyna naprawdę istniała – w co zaczynałem wątpić – to najwyraźniej wyszła, kiedy poszedłem po drinki. Chciałem popytać o nią kumpli, ale za bardzo się wstydziłem. Znowu by ze mnie żartowali, i to jeszcze przy swoich dziewczynach. Po imprezie obudziłem się chory. Nie, nie z powodu kaca, tylko… rozpaczy. Cholera! Ten taniec to był jakiś inny wymiar! Jakby ktoś uchylił bramy raju, pokazał mi, co jest w środku, a potem je zatrzasnął z hukiem. Sprzątałem przez pół dnia, aż znalazłem rozpinany, żółty sweterek. I nagle to sobie przypomniałem. To był sweter tej tajemniczej dziewczyny! Kiedy poprosiłem ją do tańca, zdjęła go i rzuciła na stertę kurtek. W ciągu kolejnych dwóch godzin obdzwoniłem wszystkich kumpli. Każdemu powiedziałem, że został u mnie damski, żółty sweter i szukam właścicielki. Słyszałem, jak Muti krzyczy do swojej prawie-żony, czy to jej, potem Solo zapewnił mnie, że Liwia nie lubi żółtego, a Maciek, że jego panna miała na sobie czarną bluzę. Każdy jednak zapewnił, że popyta. Telefon jednak nie zadzwonił, jakby właścicielka sweterka – znowu ta myśl! – nigdy nie istniała. Kilka dni później wychodziłem do pracy, kiedy dostałem esemesa. „Chyba masz coś, co należy do mnie” – napisał ktoś z nieznanego numeru, a mnie zabiło szybciej serce. „Czyżby to było coś żółtego?” – odpisałem błyskawicznie. Pojechałem z tym sweterkiem na drugi koniec miasta. Okazało się, że tajemnicza dziewczyna była ową przyzwoitką – koleżanką Liwii. Nie chciała przyjść na moje party, ale przyjaciółka ją ubłagała. – W kółko mnie gdzieś ciągnie – wyjaśniła Marta. – Koniecznie chce mnie z kimś wyswatać. Jutro mam poznać jej kuzyna. – Ojej… – wyrwało mi się. – No nic, to ja już pojadę… – Czekaj! – Marta dotknęła mojej dłoni. – Jeszcze jej nie powiedziałam, że pójdę. W sumie to chyba odmówię… Może i jestem nieśmiały, ale nie do końca durny. Zrozumiałem, że to moja jedyna szansa i poprosiłem, żeby na jutro umówiła się ze mną. Jesteśmy razem już drugi rok. Dopiero niedawno Marta przyznała się, że ten sweterek zostawiła u mnie specjalnie… Czytaj także:„Mąż zdradzał mnie przed ślubem i wiedziałam to. Pobraliśmy się, bo byłam w ciąży i nie chciałam być samotną matką”„Mogłam mieć każdego, a wybrałam nadzianego szowinistę. Nieważne, że byłam tylko dekoracją, liczyła się kasa”„Chciałam zeswatać przyjaciółkę, ale najpierw postanowiłam sama przetestować faceta. I wpadłam jak śliwka w kompot”
fot. Adobe Stock, Aliaksei Lasevich Gdy obudziłem się po imprezie Tomka, nie miałem pojęcia, gdzie jestem. Ani kim jest leżąca obok dziewczyna… Poszedłem do łazienki i puściłem sobie na głowę zimny prysznic. Powoli zaczęły do mnie docierać jakieś przebłyski. Kolejne kieliszki wódki, tańce na stole, w końcu podróż taksówką. No to nieźle się popisałem… Nie będzie chciała mnie znać Dziewczyna dalej spała. Poszedłem do kuchni zrobić sobie kawy. Do lodówki przypięta była laurka: „Dla cioci Zosi”. „Ale mam farta! Nie skompromituję się do reszty” – pomyślałem. Znalazłem czajnik i słoik z kawą. Po kwadransie w kuchni zjawiła się gospodyni. Nie wyglądała zbyt świeżo, ale widać było, że jak nie jest na kacu, to prezentuje się bardzo dobrze. – Cześć. Poczęstowałem się kawą, mam nadzieję, że to OK. To była wspaniała noc, Zosiu – postanowiłem zachować się jak dżentelmen. – Co? – wychrypiała dziewczyna. – Ty do mnie mówisz? Skinąłem głową. – To fajnie, ale szkoda, że nawet nie wiesz, jak mam na imię – dziewczyna zdobyła się nawet na krzywy uśmiech. Wskazałem lodówkę. – To? To od bratanka mojej współlokatorki, geniuszu. Idę spać. Dziewczyna wzięła z blatu butelkę wody i zniknęła w sypialni. Zebrałem swoje rzeczy i sobie poszedłem. Po tamtym poranku byłem pewien, że więcej tej dziewczyny nie zobaczę. „Cześć. Tu nie-Zosia z imprezy Tomka. Spotkamy się?” – dostałem esemesa dwa tygodnie później. Pomyślałem, że mój telefon mogła dostać tylko od Tomka, więc zadzwoniłem do niego wypytać o nią. – To moja siostra, debilu – oświadczył mi kumpel. – Dwieście lat temu musiałbym cię wyzwać na pojedynek za to, co zrobiłeś. Ale mamy XXI wiek, więc jej dałem twój telefon. Wiedziałem, że Tomek ma siostrę. Studiowała w Paryżu, więc nigdy wcześniej jej nie widziałem. Teraz już poczułem się jak kompletny dupek. – I co. Pewnie ci opowiedziała o moim występie u niej w mieszkaniu rano? Tomek z trudem powstrzymał się od śmiechu. – No jasne. Wiesz, jak ona cię nazywa? Sherlock. Obawiam się, że tak już zostanie. Ale chyba musiałeś coś zrobić tej nocy dobrze, skoro chce się z tobą spotkać. A, to już ci powiem, bo widzę, że nigdy nie spytasz. Monika. Moja siostra ma na imię Monika. Zadzwoniłem do niej. Umówiliśmy się w pubie. Dzielnie zniosłem wszystkie kpiny i przytyki. – Skończyłaś? Bo jak tak, to zamierzam cię pocałować – przerwałem jej w końcu. I zanim zdążyła zaprotestować, przyciągnąłem ją do siebie. Wieczór znowu zakończył się w mieszkaniu Moniki. Ale tym razem rano bardzo dobrze pamiętałem każdy szczegół nocy. Zaczęliśmy się spotykać regularnie. I poznawać. Okazało się, że Monika nie jest żadną balangowiczką. Skończyła prawo na Sorbonie i pracowała dla kilku organizacji zajmujących się prawami kobiet. Zaimponowała mi. Z jej wykształceniem mogłaby zarabiać kokosy w korporacji. Aż głupio było mi opowiedzieć o mojej pracy. Całe dnie spędzałem za biurkiem, licząc zyski międzynarodowej firmy. – Nienawidzę tego. Ale kasa jest dobra – uciąłem temat. Nie chciałem robić z siebie świętego i opowiadać, że większość pieniędzy oddaję mamie, która jest na rencie i wychowuje mojego młodszego brata. Ale okazało się, że Tomek zrobił mi już PR. – Nie bądź taki skromny, wiem, że pomagasz rodzinie. I wiem też o twoich wieczornych zajęciach. To kiedy mnie w końcu zaprosisz na koncert? No tak, grałem na basie w zespole rockowym. Założyliśmy go na studiach. I wierzyliśmy, że zrobimy karierę. Koledzy byli gotowi zaryzykować i zostać zawodowcami. Ja ich powstrzymałem. Wiedzieli, że muszę zarabiać, i nie cisnęli. Mówiłem im, żeby poszukali kogoś na moje miejsce, ale powiedzieli, że nie ma mowy. Graliśmy w małych klubach, latem czasem na niedużych festiwalach. I marzyliśmy, że kiedyś weźmiemy długie urlopy i nagramy płytę. Monika stała się naszą wielką fanką. Przychodziła na każdy koncert. Potem czekała, aż spakujemy sprzęt. I szliśmy do niej albo do mnie. Pół roku później dotarło do mnie, że jestem zakochany. I to na serio. – Monika, pójdziesz ze mną do mamy na obiad? Pora, żebyś ją poznała. I Antka – zaproponowałem. – No nareszcie, myślałam, że już nigdy nie spytasz. Że się mnie wstydzisz albo co – zawołała. Antek bał się, że teraz nie będę miał dla niego czasu Mama podała zupę i naleśniki. Jedliśmy, rozmawialiśmy, żartowaliśmy. Dopiero po godzinie zorientowałem się, że mój brat nic nie mówi. Po drugim daniu przeprosił i nie czekając na deser, poszedł do siebie. Antek miał 16 lat i był moim przyrodnim bratem. Lekarze zdiagnozowali u niego zespół Aspergera. Był ponadprzeciętnie inteligentny, ale słabo radził sobie z relacjami z ludźmi. Poszedłem za nim. – Stary, co jest? Nie polubiłeś Moniki? Antek nie umiał kłamać. – To fajna laska, ale zabierze mi ciebie. Ożenisz się, będziecie mieć dzieci i nie będziesz miał dla mnie czasu – wypalił. Jego ojciec zostawił mamę, kiedy stało się jasne, że Antoś różni się od innych dzieci. Byłem dla niego nie tylko bratem, ale też ojcem i przyjacielem. Lubił pomieszkiwać ze mną w weekendy. Nazywaliśmy to „dawaniem mamie wychodnego”. Wystraszył się, że to się teraz skończy. – No co ty gadasz, zawsze będziesz moim bratem. A w ogóle to znam Monikę bardzo krótko. Do ślubu i dzieci jeszcze bardzo daleko. Nic się nie martw. Antkowi poprawił się humor. – Szarlotka? – zapytał. Skinąłem głową. Antek spałaszował kilka kawałków ciasta. Teraz dla odmiany buzia mu się nie zamykała. Od mamy pojechaliśmy do Moniki. W nocy po raz pierwszy powiedziałem jej, że ją kocham. – Mam nadzieję, Sherlocku, że wydedukowałeś, że ja ciebie też – odwzajemniła się. Przez kolejny rok spotykaliśmy się prawie codziennie. Monika w końcu wspomniała, że może mogliśmy razem zamieszkać. Powiedziałem jej o obawach Antka. – Poczekajmy jeszcze. On w końcu dorośnie, pójdzie na studia, wtedy będzie łatwiej – prosiłem. Zgodziła się. Dwa miesiące później sprawy się skomplikowały – Nie wiem, jak ci to powiedzieć, więc powiem wprost. Jestem w ciąży – Monika stanęła w kuchni z testem w ręku. Wylałem sobie kawę na koszulę. – O rany – tylko tyle z siebie wydusiłem. Monika usiadła naprzeciwko mnie. – Wiem, że to nie jest idealny moment. I że jeszcze nigdy nie rozmawialiśmy o dzieciach, rodzinie. Ale to się dzieje. I nic na to nie poradzimy. Porozmawiajmy wieczorem, a teraz idź się przebrać, bo się spóźnisz do roboty. Nie mogłem się skupić na pracy. Rozważałem różne scenariusze. Ale żaden nie zakładał, że zostawię ją i nasze dziecko. I ja, i Antek dorastaliśmy bez ojców. Nie zrobię tego swojemu dziecku. Od tego zacząłem wieczorną rozmowę. Chciałem uspokoić Monikę, bo pewnie zamartwiała się cały dzień. – Jeszcze jestem szoku, daj mi chwilę, żebym mógł zacząć cieszyć się tym dzieckiem. I muszę porozmawiać z Antkiem. Wszystko mu wyjaśnić. Powoli. Krok po kroku. Będę na każde twoje zawołanie, ale oficjalnie na razie mieszkajmy osobno. Dobrze? Nie chcę go oszukiwać. Obiecałem też Monice, że zacznę szukać nowego mieszkania. Większego. Takiego, w którym będzie miejsce i dla dziecka, i dla Antka. – Na szczęście mądra natura dała nam na to aż dziewięć miesięcy – zażartowałem. Antek wiadomość o dziecku przyjął nie najgorzej. Opowiedziałem mu, że będzie wujkiem, że to poważna rola, krok w dorosłość. A jak go zapewniłem, że na razie dalej będę mieszkał sam, był wniebowzięty. Gorzej poszło z mamą. – Jasiek, przecież ty nie jesteś na to gotowy. I nie masz pojęcia, co to znaczy być ojcem – zaczęła. – Jak wy sobie dacie radę? – Nie zauważyłaś, że od kilku lat to ja jestem ojcem Antka? Jakoś sobie radzę. Wszystko będzie dobrze. Szczególnie jak się zgodzisz nam pomagać. – Jasne, że tak. Na długie spacery to ja się nie nadaję, ale popilnować wnuczka to jeszcze dam radę. Biegałem z Moniką na wszystkie badania. Szukałem mieszkania. Rozmawiałem z Antkiem o tym, jak to będzie, gdy urodzi się dziecko. Wydawało się, że wszystko mam pod kontrolę. Wtem pod koniec siódmego miesiąca Monika zadzwoniła spanikowana. – Janek, ja rodzę. Odeszły mi wody. Boże, to przecież za wcześnie. Ja się boję… Miałem u siebie akurat Antka. Ale nie było czasu odwozić go do mamy, a nie chciałem go zostawiać samego w takim momencie. Wskoczyliśmy w taksówkę. Po półgodzinie byliśmy w szpitalu. Bartek urodził się godzinę później. Był taki malutki. Dostał 6 punktów i trafił do inkubatora. – To silny chłopak, da radę – uspokajali nas lekarze. Dopiero gdy Monika zasnęła, przypomniałem sobie o Antku. Siedział spokojnie w poczekalni. – Hej, już po wszystkim. Jesteś wujkiem. – Stryjkiem – poprawił mnie brat. Oczywiście miał rację. – Chcesz go zobaczyć? Poszliśmy na oddział noworodków. Pokazałem Antkowi Bartka przez szybę. – Jest teraz bardzo malutki. Będę musiał poświęcić mu trochę czasu, żeby wyrósł na porządnego faceta. Wiesz, co to oznacza? Że musisz zaopiekować się mamą. Teraz to będzie twoje zadanie. Zgoda? Antek spojrzał na mnie poważnie i przybił mi piątkę. Uwierzyłem, że wszystko będzie dobrze. Jak mój brat wydoroślał! Bartek wyszedł ze szpitala dwa miesiące później. Wyglądał już jak normalny niemowlak – tłuściutki i różowiutki. Monika zamieszkała z nim u rodziców. Ja urządzałem mieszkanie. Antek po tamtej nocy w szpitalu naprawdę spoważniał. Okazało się, że niepotrzebnie z mamą traktowaliśmy go ciągle jak dziecko. Dałem mu hasło do konta mamy w banku – ona słabo radziła sobie z elektroniką. Gdy po raz pierwszy zapłacił za czynsz i prąd, był bardzo dumny z siebie. Od tej pory przekazywałem mu coraz więcej obowiązków i wywiązywał się z nich bez zarzutu. Nowe mieszkanie pokazałem mu dopiero, gdy było już urządzone. Najpierw pojechałem po Monikę i synka. Bartek zdążył już dostać tyle prezentów, że część gratów musiał wieźć swoim autem Tomek. Wprawdzie Monika sama akceptowała każdą moją decyzję, ale całość zobaczyła tego dnia po raz pierwszy. – Jest pięknie. Myślę, że będziemy tu szczęśliwi – zawyrokowała. Wieczorem do naszego mieszkania przyjechali mama i Antek. – Rozkłada się? – mój brat zaczął przyglądać się kanapie w salonie. – Bo tak to trochę mi będzie niewygodnie. – Rozkłada, ale nie będziesz musiał tego sprawdzać – oświadczyłem. Złapałem brata za rękę i zaprowadziłem na koniec korytarza. – Tadam – otworzyłem drzwi. Antek nie mógł uwierzyć, że w naszym nowym mieszkaniu będzie miał własny pokój. Na ścianach rozwiesiłem plakaty ze zdjęciami jego ulubionych koszykarzy z NBA. Na biurku stał wielki monitor gotowy, żeby podłączyć do niego laptopa. – A łóżko się rozkłada, gdybyś chciał kiedyś zaprosić na noc kolegę. Chcesz je wypróbować już dziś? Antek spojrzał pytająco na mamę. Skinęła głową. Potem na Monikę: – Naprawdę mógłbym, nie będę przeszkadzać? – Jasne, że nie. To jest twój pokój i twoje mieszkanie – uśmiechnęła się. – A to są twoje klucze – zakończyłem temat. Mało spaliśmy tej pierwszej nocy w naszej wspólnej sypialni. Rozmawialiśmy. – Przyszłoby ci do głowy, jak siedziałem wtedy w twojej kuchni i próbowałem sobie przypomnieć, jak się tam znalazłem, że za dwa lata będziemy rodziną? – zapytałem, wtulając twarz we włosy Moniki. – No jasne. Od razu uznałam, że jesteś doskonałym materiałem na męża. Taki odpowiedzialny, poważny… – Zaraz, zaraz. Na męża powiedziałaś? Czy ty mi się właśnie oświadczyłaś? – No wiesz. Ludzie się zakochują, idą do łóżka, wspólnie zamieszkują, biorą ślub i mają dzieci. U nas wszystko było w innej kolejności, ale ten jeden krok nam jeszcze został. To co? W Boże Narodzenie? Zrozumiałem, że Monika ma już wszystko zaplanowane. Moja zgoda nie była jej do niczego potrzebna! Czytaj także:„Przyszli teściowie córki śpią na forsie i obnoszą się z tym. Utarłam im nosa”„Imponowali mi bogaci mężczyźni, uprawiałam seks za pieniądze. Zaszłam w ciążę, gdy miałam 17 lat i nie wiedziałam z kim”„Siostra ze szwagrem co roku wpraszali się do nas na urlop, oczywiście za nic nie płacąc. W końcu mój mąż obmyślił plan…”
Kto na Reissie zrobił większe wrażenie niż Robert Lewandowski? Jak doszło do tego, że może się pochwalić jazdą praktycznie każdym merolem? Dlaczego Piotr Świerczewski miał szafkę oblepioną zdjęciami dziewczyn kolegów z drużyny? I najważniejsze: co, do cholery, stało się z trofeum za Puchar Polski, które w mocno zabawowych nastrojach zostało przywiezione do Poznania? O tym w sylwestrowym odcinku Ale to już było Piotr Reiss!Kariera z dzisiejszej perspektywy – spełnienie czy niedosyt?Ciekawe pytanie. Chyba spełnienie. Od małego byłem kibicem Lecha Poznań, zagrałem w tym klubie wiele spotkań, strzeliłem tylko dla Lecha ponad sto bramek. Jako kibic wychowany w Poznaniu – jestem z tego dumny. Poza tym – załapałem się do reprezentacji, pograłem chwilę w Bundeslidze, poznałem wielu świetnych ludzi. Nie mogę spełnione piłkarskie marzenie?Król strzelców polskiej ekstraklasy i gra w reprezentacja Polski. Chyba to mogę niespełnione piłkarskie marzenie?Mistrzostwo Polski, którego nigdy nie zdobyłem z Lechem transfer zagraniczny, który był blisko, ale nie doszedł do skutku?Byłem jedną nogą w Nicei. Nie wiem, czy to duży transfer, na pewno duża liga. Grałem wtedy w Hercie Berlin, z przenosin zrezygnowałem ostatecznie z powodu bariery językowej. Bałem się nauki kolejnego języka, wolałem zostać w Niemczech. Z transferów ligowych – byłem bardzo blisko Wisły Kraków. Wszystko było już dograne, to były najlepsze czasy „Białej Gwiazdy”. W ostatniej chwili zmieniłem decyzję. Przywiązanie do barw klubowych piłkarz, z którym pan grał w jednej drużynie?Maciek Żurawski. Znakomity piłkarz, lider reprezentacji jak i Wisły, wówczas najlepszy polski piłkarz. Fajnie było grać z nim w ataku, ale i wprowadzać go do drużyny, bo Maciek przychodził do Lecha, kiedy ja byłem jego kapitanem. Krótko grałem też z Robertem Lewandowskim, ale z boiska większe wrażenie zrobił na mnie Maciek. Robert później świetnie się rozwinął i to on jest najlepszym polskim piłkarzem ostatnich lat. Mit Zbigniewa Bońka został piłkarz przeciwko któremu pan grał?Zinedine Zidane. To był mecz w Saint Denis, Francja – Polska. Mam fajne zdjęcie, gdzie gramy atak jeden na jeden. Tak na nie czasem patrzę i zastanawiam się, kto był wtedy w posiadaniu piłki? Bo ta jest tak jakoś między nami. Świetna pamiątka. Najlepszy trener, który pana trenował?Trudne pytanie, bo miałem ich ponad trzydziestu. Najlepiej współpracowało mi się z Czesławem Michniewiczem. Wcześniej znałem go jako rywala z boiska i nagle został moim trenerem, starszym ode mnie ledwie o dwa lata. Pamiętam, że od razu spotkaliśmy się z radą drużyny, ustaliliśmy zasady współpracy i wszystko przebiegało idealnie. Mieliśmy świetną ekipę z Tomkiem Iwanem na czele. Nikt na nas nie stawiał a zdobyliśmy Puchar i Superpuchar Polski. Chyba z największym sentymentem wracam właśnie do tamtej powinien być dobrym psychologiem. Wiedzieć, kiedy trzeba pożartować z zespołem, kiedy go zmotywować, a kiedy opieprzyć. Trener Michniewicz idealnie to umiał połączyć. Poza tym – jest dobrym człowiekiem. Bo człowiekiem się jest, trenerem się bywa. Pamiętam jak po zdobyciu Pucharu Polski na Legii wróciliśmy do Poznania i świętowaliśmy sukces. Impreza, na której nikt się wtedy nie oszczędzał, i na której puchar ciągle nam towarzyszył. Budzimy się rano a tu okazuje się, że… nie ma pucharu! Zrobiło się lekkie zamieszanie, prezes zaczął już wydzwaniać po zawodnikach i pytać, który ma puchar. Okazało się, że najprzytomniejszy z nas wszystkich okazał się trener Michniewicz, który… zaniósł go do albo jeszcze inna historia. Trening na głównej płycie przy Bułgarskiej. Murawa w trakcie lekkiego remontu, na jednej z połów były porobione wykopki, które miały zostać uzupełnione. Trener bierze nas i mówi: – Trenujemy tylko na jednej połowie, bo drugą wrony obsiadły! Pomylił wykopki z wronami – zdarza trener, z którym miał pan przyjemność?Najgorzej pracowało mi się z trenerem Zbigniewem Franiakiem. To był mój trzeci-czwarty sezon w Lechu i wręcz nosiłem się z zamiarem opuszczenia Poznania. Z perspektywy czasu cieszę się, że wytrzymałem ciśnienie i przetrwałem trenera Franiaka. Nie mieliśmy ze sobą zbyt dobrego kontaktu. Ja nie miałem pretensji, że na mnie nie stawia, ale trener powinien dbać o wszystkich swoich zawodników. A on odstawił mnie na tak boczny tor, że nawet nie chciał ze mną rozmawiać. To był czas, dzięki któremu wzmocniłem swój charakter. Powiedziałem sobie wtedy, że udowodnię trenerowi, że jeszcze będę dobrym piłkarzem i chyba mi się to w szatni? Spotkał pan takiego chociaż raz? Nie, nie spotkałem. A nawet jeśli – nikt się nie ujawnił. Kim chciał pan być po zakończeniu kariery i jak bardzo marzenia różnią się od rzeczywistości?Będąc jeszcze czynnym piłkarzem zdecydowałem się, żeby przełożyć swoje doświadczenie na dzieci. Z perspektywy czasu – wyszło całkiem nieźle. Prowadzę akademię dla dzieci i młodzieży. Dziś możemy powiedzieć, że to jest już klub sportowy – mamy nawet drużynę seniorów. Grałem dwadzieścia lat, jakoś się na tym najwyższym poziomie utrzymywałem… Żal byłoby się z tą piłką rozstawać. Akademia Reissa to takie moje oczko w niedawna byłem doradcą zarządu Lecha do spraw sportowych, czyli pełniłem rolę – tak w cudzysłowie – dyrektora sportowego. Z niezłym skutkiem, bo zdobyliśmy wtedy mistrza i pół roku po tym wydarzeniu odszedłem. Zaangażowałem się w akademię i w biznes. Niedawno skończyłem studia, teraz staram się o magistra. Cały czas się rozwijam i cieszę się, że tak pokierowałem swoim decyzji podjętej podczas kariery żałuje pan najbardziej?Odejścia z Herthy do Greuther Fürth. Nie wytrzymałem presji, miałem mały konflikt z trenerem Jürgenem Röberem. Nie widział mnie w składzie. Poszedłem na wypożyczenie do Duisburga, strzelałem bramki, zostałem wybrany przez kibiców najlepszym zawodnikiem drużyny sezonu. Wróciłem do Herthy i… dalej nie miałem uznania w oczach trenera. Jeśli wytrzymałbym miesiąc-dwa, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Trenera zwolniono, w jego miejsce przyszedł Falko Götz, który cenił mnie jako piłkarza. Może miałbym większe szanse. Niepotrzebnie poszedłem do drugiej Bundesligi. To był zdecydowany krok w dylemat podczas kariery?Wtedy, gdy nie grałem w Herthcie, miałem ofertę z St. Pauli, który wówczas grał w Bundeslidze, i z niej nie skorzystałem. Dziś żałuję – potem odszedłem do drugiej Bundesligi. Jeśli już odchodziłem, powinienem był zostać w pierwszej kupił pan za pierwszą grubszą premię?Właśnie myślałem o tym ostatnio. Za pierwszą premię – chyba buty. A za pierwszą grubszą – nie pamiętam. Zbierałem na wartościowy przedmiot, który pan kupił?Nieruchomości. Mieszkanie i suma pieniędzy przepuszczona w jedną noc?Bywałem w kasynach, ale nie traktowałem tego jako hazard, bardziej jako rozrywkę. Jeśli przegrałem – była to kwota max tysiąca marek. W Niemczech zawodnicy w wolnych chwilach często wychodzili do kasyna, ale – jak mówię – wszystko w ramach pamiętna impreza po sukcesie?Wspomniana impreza po zdobyciu Pucharu Polski. Wybór nie mógłby być inny, skoro zabawa była tak gruba, że na drugi dzień wszyscy szukali pucharu. Sam powrót też był ciekawy. Wtedy jeszcze nie było autostrady, więc w Poznaniu byliśmy dopiero nad ranem. Zatrzymywaliśmy się na parkingach, wyciągaliśmy puchar i śpiewaliśmy. Do Warszawy jechaliśmy w garniturach, więc także w nich wracaliśmy. Proszę mi wierzyć – po powrocie wyglądaliśmy jak ekipa wracająca z którym piłkarzem z obecnych ekstraklasowiczów najchętniej by pan zagrał w jednej drużynie?Fajnie byłoby jeszcze raz pograć z Kasperem Hamalainenem. Przeinteligentny zawodnik. Z racji tego, że mieliśmy podobne umiejętności, w ciemno szukaliśmy się na boisku. Spośród piłkarzy, z którymi jeszcze nigdy nie grałem – Pawłem Brożkiem. Od lat czołowy snajper ekstraklasy, zawsze ze sobą rywalizowaliśmy, a nigdy nie mieliśmy okazji razem którym z obecnych trenerów Ekstraklasy chciałby pan pracować?Z trenerem Michniewiczem. A biorąc pod uwagę trenerów, z którymi nie miałem okazji pracować – Jan Urban. Wiem, że ma świetne czucie. Wie, kiedy zażartować, zna życie piłkarza. Doskonale rozumie zawodnika, który w danym momencie znajduje się w słabszej formie, umie do niego dotrzeć. Po opowiadaniach to właśnie z trenerem Urbanem chciałbym popracować. Wiem, że to już nierealne, ale jak już tak sobie gdybamy…Poziom Ekstraklasy w porównaniu do pana czasów – tendencja wzrostowa, czy spadkowa? Kiedyś byli lepsi zawodnicy jeśli chodzi o typowo piłkarskie umiejętności. Dziś – piłka stała się bardziej fizyczna. Duży nacisk kładzie się na przygotowanie motoryczne. Nie wiem, z czego to wynika, może z błędnego szkolenia w grupach młodzieżowych? Tak czy inaczej – bliżej nam dziś do piłki skandynawskiej niż do pamiątka z czasów kariery piłkarskiej?Nagrody. Pięć razy dostałem srebrną piłkę przyznawaną najlepszemu piłkarzowi regionu. Byłem piłkarzem roku „Piłki Nożnej” i „Faktu”. No i zostałem królem strzelców – a to dla napastnika chyba najcenniejsze trofeum samochód?Maluch. Miałem samochód?Trudno powiedzieć, bo… z racji tego, że klub miał umowę z mercedesem, jeździłem praktycznie każdym modelem tej marki. Poza S-klasą, którą sobie jeszcze kiedyś kupię. Poza tym – kilka modeli Audi, kilka BMW. Jeśli kiedykolwiek będę jeszcze wybierał auto, będzie to z pewnością niemiecka młody polski piłkarz, który ma szansę zrobić wielką karierę?Będę lokalnym patriotą: chciałbym, żeby takim piłkarzem był Karol Linetty. To, gdzie teraz trafi, będzie decydujące dla jego prasowy o panu, który najbardziej zapadł w pamięć? Mam pełno takich artykułów, moja mama prowadziła kronikę wycinków ze wszystkich gazet. Pamiętam jeden z nagłówków: „Reiss 3:0 jakiś klub”. Nie pamiętam, o którego naszego rywala chodziło, ale to miłe przeczytać coś takiego. Teraz już rzadko do tego wracam, ostatnio przeglądałem tę kronikę rok temu jak byłem u mamy na zajęcie podczas zgrupowań?Surfowanie po internecie. Wcześniej – oglądanie z piosenek puszczanych w szatni?„Trała” puszczał taki przebój. Zaraz, jak to szło… „Tylko ona jedyna, swe ciało wciąż wygina”.Ulubiony komentator?Nikt nie przebije Tomka Zimocha, kiedy – jeszcze będąc kibicem Lecha – słuchałem transmisji Panathinaikos – Lech z Aten. Nie widziałem spotkania a wyobrażałem sobie jak ono wygląda. No i Mati Borek, mój bardzo dobry kolega. I Krzysiek Ratajczak z Radia Merkury, który komentuje mecze ekspert?Mati Borek, „Smoku” i „Twaro” z Canal+. Szczerze – nie wyobrażam sobie bez nich polskiej ze zdobytych bramek?Generalnie nie rozróżniałem bramek na ważne i mniej ważne, ale jeśli mam coś wybrać – gol z finału Pucharu z Legią i hat-trick z meczu z Legią, kiedy graliśmy o utrzymanie. I też jedyna bramka w reprezentacji – ta w spotkaniu ze Słowacją. I też mój ostatni gol w ekstraklasie w Poznaniu z Zagłębiem jajcarz, z którym dzielił pan szatnię?Zbigniew Zakrzewski, Błażej Telichowski, Mariusz Mowlik. Trzech jajcarzy, którzy robili atmosferę. „Zaki” zagadałby każdego. Wszystko wie, wszystko pamięta, trudno z nim wchodzić w jakąś polemikę. Cała trójka miała różne szalone pomysły. Wracaliśmy kiedyś z meczu razem z jednym redaktorem, trochę alkoholu zostało wypite, więc przysnął na chwilę. Miał długie włosy, więc chłopaki powlepiali mu w nie… gumy do żucia. Chyba musiał potem odwiedzić fryzjera (śmiech).Największy niespełniony talent?Myślę, że Damian Nawrocik. Niesamowite umiejętności. Takiego wirtuoza piłki poza Mirkiem Okońskim nie widziałem. Liczne kontuzje przeszkodziły mu w przeżyciu co najmniej fajnej przygody z podrywacz?Mogę komuś niezłą laurkę wystawić (śmiech). Krzysiek Gajtkowski. Nie przepuścił żadnej dziewczyny. Któraś się spodobała – „Gajtuś” już był w modniś?Dimitrije Injac. Zawsze sportowo, ale z prezes?Radosław Majchrzak. Niełatwo być prezesem w klubie, w którym nie ma pieniędzy. A on nie dość, że zawsze starał się wywiązywać z danych obietnic, to jeszcze nasz skład nie wyglądał najgorzej. Przez tę prezesurę musiał nieźle osiwieć, naprawdę. Są dobre czasy – wiadomo, że łatwo jest być prezesem. Jedyne, w czym możesz zawalić, to źle skonsumować wynik. A to się w Lechu też prezes?Myślę, że żaden nie zasłużył na to, żeby go krytykować. Odpowiem może tak – Lech ma zawsze największy problem tuż po tym jak robi dobry wynik. Tak było w 2010 roku, tak było też teraz. Ktoś gdzieś popełnił błąd. Nie mówię, że prezes – on tylko zarządza klubem od strony administracyjnej. Ale nie da się ukryć, że coś poszło nie opóźnienie w wypłaceniu pensji?Zdarzało się po cztery-pięć miesięcy w Lechu. Trudny czasy dla klubu, lata miasto w jakim przyszło panu grać?Zdecydowanie herbu – zdarzyło się?Czasem oglądam tych piłkarzy, którzy całują te herby… Był taki jeden – nawet przez moment grał w Lechu – który pocałował ich chyba z siedem. Ja kiedy pocałowałem herb – był to tylko herb w sezonie?Nie mówię, że nie. Nie chcę kłamać czy wyjść na głupka. Piwo czy dwa po meczu – czemu nie. O wiele lepiej jest wypić dwa piwa niż litr kumpel z boiska po zakończeniu kariery?Piotrek Świerczewski. Uwielbiał brać po treningach wyzywać na pojedynek w siatkonogę różnych zawodników. Mówił im: – Jak ze mną wygrasz, daję ci na jeden dzień mojego merola SL. Pobujasz się po mieście, pokażesz dziewczynie. Ale jak wygram ja – przynosisz mi zdjęcie swojej dziewczyny. No i Piotrek… prawie zawsze wygrywał. Trzy czwarte jego szafki było obklejone dziewczynami kolegów z drużyny (śmiech). Piotrek śmiał się: – Jak się nauczycie to przyjdźcie, pogramy, zdjęcie może zniknie z mojej sportowe – bieganie po górach czy bieganie po górach z kolegą na plecach?Nigdy nie miałem problemów z bieganiem. Wolałem biegać niż iść na siłownię, która wydawała mi się monotonna. Biegać lubię, do tej pory biegam dla siebie, ale przyznam, że wolę sam niż z kolegą na po górach? Różne były metody. Jedni trenerzy mówili, że trzeba wbiec pod górę, drudzy, że lepiej jest zbiegać. Przeżyłem obozy, podczas których nie używało się piłki. Pamiętam taki trening u trenera Szukiełowicza: pięć razy tysiąc metrów w lesie na nierównym terenie, który trzeba było zrobić w określonym czasie. Dzisiaj patrzę na to z sentymentem, bo dałem radę, ale… było kontuzja?Nie wiem, czy miałem tak dobry organizm czy tak dobrze się prowadziłem, ale te kontuzje jakoś mnie omijały. Najcięższa? Zerwanie więzozrostu barkowego. Trzy miesiące przerwy. Nogi raczej nigdy nie odmawiały mi zazdrości pan dzisiejszym piłkarzom? Stadionów. Ja grałem na obiektach, które były… mało piłkarskie. Brzydkie, nieładne. Teraz to wszystko się poprawiło, aż chce się JAKUB BIAŁEK
dzień po imprezie dziewczyny